Podążaj za dzikmi Marzeniami …

Kategorie BIEGANIE,BLOG,MOTYWACJA0 Komentarzy

Czasami zastanów się zanim o czymś zaczniesz marzyć… bo może okazać się, że to się nagle spełni.

Kiedyś mały zakompleksiony antytalent sportowy, który bieganie utożsamiał z najokrutniejszą karą a do podwórkowego fusbalu wybierany był jako ostatni – teraz facet w średnim wieku z siwymi włosami i piwnym brzuszkiem …. czy taki element może wystąpić na stadionie u boku gwiazd lekkoatletyki ? Czemu nie – wystarczy trochę pomarzyć ! A jak to się stanęło się to paczajta:


Joaaaaaaasia Jóźwik – ambasadorka akcji „Podążaj za Marzeniami”

Zawsze zastanawiałem się co czują sportowcy na wielkich imprezach – próbuję uchwycić ten blichtr i emocje na zawodach w których startuję – endorfiny buzują – co dopiero u kogoś kto reprezentuje kraj i walczy o medale na pełnych stadionach …. sam jako pełzająco-dreptający typ to pewnie nigdy tego nie poczuję – gdzie pospolity dzik a gdzie salony ??? 😉

Wybrańcy losu … choć w moim przypadku to bardziej ofiara losu 😉

Środek maja – na Fejsbuczku wyskakuje mi, że jeden z dzików TOMI bierze udział w konkursie – a co tam luknę co to za afera jest a nuż będzie można wygrać jakiś breloczek tudzież nowego Ajfona.

Podążaj za Marzeniami – BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO – hasło akcji Bridgestone – brzmi dobrze bo bliskie mojemu „Marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia” … patrzę a tu ambasadorką konkursu i całej akcji jest prześliczna Joasia Jóźwik obiekt mych skrytych westchnień (top 3 tuż po mojej żonce oraz Shakirze). Zadanie – naskrobać co motywuje Cię do biegania i pokonywania przeszkód – PFFFFF – takie zadania ogarniam na co dzień z zamkniętym laptopem – nie patrząc na nagrodę  w niecałe 2 minuty klecę bynajmniej nie 13-zgłoskowcem pseudoartystyczny wierszyk. Ja udaję poetę a Tomi uderza w nutę rodzinną.


Nie wygrywa się jak się nie gra a jak się gra to się wygrywa …

Zapominam o sprawie i wracam do przekopywania łopatą graficznych dołów. Za jakieś kilkanaście dni powiadomienie – oboje wygraliśmy – superbiegowiście!!! … ale moment co to tam było do wygrania – bieg na 800 metrów na Stadionie Śląskim podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego. No tom się wpakował – ledwo co wyszedłem z kontuzji, krótkie sprinty robię metodą na ślimaka i co najlepsze przygotowuję się do biegu Ultra tydzień później gdzie chcę zmierzyć się z dystansem 107km i przewyższeniami ponad 6000m !!! Strach zagląda w me załzawione ze szczęścia oczęta ….. Tomi mnie jednak uświadamia, że rozgrzewkę poprowadzi nam sama Jóźwikowa …. OOOOOOO – oczy już nie łzawią tylko leją potok tęczowych łez szczęścia – teraz nic mnie nie powstrzyma – polecę te osiem stówek jak dzik między parawany w Jastarni !!!! Jako znany ignorant sportowy dopytuję tylko stado ile tych okrążeni muszę zrobić i do dzieła .. 😉


Co się nie DA jak się DA 😉

Żeby się do końca nie ośmieszyć pomiędzy wypady w góry wrzucam jeden szybki interwałowy trening na bieżni – praktycznie pierwszy raz robię takie okrążenia z prędkością światła – płuca leżą gdzieś na tartanie … Tomi też zaczyna się stresować – prześledził naszych współtowarzyszy biegu i okazuje się, że w części to biegacze z osiągnięciami – ustalamy wspólnie granicę hańby na 3 minuty – trzeba to złamać inaczej wypisujemy się ze stada i zaszywamy w klasztorze w Koluszkach!


Dziki żerujące pod Stadionem Śląskim

Piątek 8 czerwca rano wyruszam po pakiecik – w hotelu tłoczno od gwiazd lekkoatletyki ale z moim obeznaniem to ustaliliśmy, że Tomi będzie mnie pstrykał w ucho jak będziem mijać kogoś sławnego. Pakiet odebrany – na numerze brak numeru tylko nazwisko – robi się strasznie poważnie – co ja robię tu – jak jakiś dzik w składzie marchewki.

Fidor – ten słynny ultra sprinter ?

Otuchy dodaje to, że spore stadko dzików i loszek z RUNHOGS’owego stada przyjechało na trybuny.


Ekipa dzika – jeszcze grzeczna bo nienawodniona

Wieczorem wyruszamy na podbój świata lekkoatletyki – pod stadionem okazuje się, że nasze opaski zwane akredytacją zawodniczą otwierają nam wszystkie drzwi ( i parkingi) – zaczyna się nam to podobać 😉 Spotykamy się z naszym mega pozytywnym opiekunem Robertem Maćkowiakiem (polski lekkoatleta – sprinter,  wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy.) i poznajemy resztę ekipy szczęśliwców.


Robert – mega zajefajny ziomal!

Zaczynamy naszą drogę poznawania zaplecza takiej wielkiej imprezy od strony zawodnika. Przechodzimy przez czekpointy bodygardów (na jednym nie chcieli przepuścić Roberta 😉 ) i prowadzą nas do koedukacyjnej szatni 😉 – szybkie przebieranko i zaczynamy czuć ekscytację jak przy prasowaniu garnituru przed szkolnym komersem!


Bakstejdż gwiazd bieżni…kowania 😉

Lądujemy na boisku rozgrzewkowym na którym już grzeje się kilkonaścioro zawodników – tych profesjonalnych a nie takich z przypadku jak nasza wesoła ekipa. No i jest – ta jedyna przesympatyczna Asia – razem z Tomim już nie potrzebujemy żadnej rozgrzewki – pocimy się jak przed pierwszym tańcem na tym samym komersie 😉

W takim towarzystwie można biegać 😉


A więc tak to się wymachowywuje – grunt to dobrze obserwować prowadzącą coby prawidłowo wymachiwać 😉

Jedziemy z przebieżką i serią ćwiczeń na rozgrzanie starych kości i mięśni. Zastanawiam się skąd się tu w ogóle wziąłem ??? Po wszystkim nieśmiało pytam Joasię o wspólne fociaki ze stadną flagą. Wyciągamy sztandar, ustawiamy się z Tomim a Ona patrzy na flagę i pyta:

A co Wy chłopaki macie tu za świnkę ? 😉

Leżymy i kwiczymy ….. pstrykają flesze ! Z tego wszystkiego sieroty nie pomyślały o autografie ….


Świnka RUNHOGS-owa  – to tylko taka owłosiona dzika świnia 😉

Koniec zabawy – przechodzimy co Call Roomu – to coś na kształt bramek na lotnisku – droga w jedną stronę – pada hasło – tu możecie założyć kolce ! …. Patrzymy z Tomim po sobie bo jedyne kolce jakie mieliśmy to te w korkach do fusbalu tudzież na parapecie w kaktusie ! Odbieramy numery i stajemy u wylotu na murawę (bieżnię) Stadionu Śląskiego – endorfiny zaczynają wariować! Odwagi dodają nam nasze dziki, które dostrzegły nas przez lornetę i robiły zadymę na trybunach po przeciwnej stronie!


U wrót do sławy ….

Nie biegamy po TORTACH ! Jest CZAD!

WYCHODZIMY … piątka na odwagę od Roberta, światła, trybuny, kibice, bieżnia ….. emocje nie do opisania – żeby tylko nie obudzić się teraz z tego snu! Stajemy na linii startowej – PAFF !!!


Rozoramy tą bieżnię racicami !!!


Biegoludki stadionowe

Biegnę … albo bardziej unoszę się nad ziemią … to nie interwał na Paprocanach … to 800 metrów wśród gwiazd  (i tych sportowych i tych kosmicznych). Ciężko powiedzieć co się wtedy czuło – to tak jakby wrzucić do miksera szczęście, strach, zawziętość, endorfiny, ból, podniecenie, brak tlenu, siłę oraz zmęczenie i wszystko zmiksować …. Z jednej strony cisnę aby nie było wstydu z drugiej chciałbym cieszyć się tą chwilą jak najdłużej. Wystrzeliłem w połowie stawki zawodników – pierwszą połówkę kulam się na rozpędzie – po drugiej stronie słychać głośny doping dzikich przyjaciół czyli coś w stylu „Co tak wolno Prezesss!”.


Lecim po podium bo żołędzie stygną

Prezes nic tam nie zamyka!!!

Mimo, iż nogami kręcę niczym kombajn zbożowy na żniwach to po prawej mija mnie Tomi robiąc głupie miny do Naszych na trybunach – no cóż to specjalista od krótkich dystansów – niech ciśnie. Plan trzymania się pleców Tomka szybko się dezaktualizuje i powoli zaczynam walczyć o oddech.


Zgubiono płuca – znalazca proszony o zwrot!!!

Płuca zostawiam na tartanie i w drugie kółko wpadam na beztlenie – kolejni zawodnicy mnie mijają ale przypominam sobie o „Breaking 3:00” – cisnę siłą woli – jest straśnieee ciężko – wolę już te ultraskie spacerki niż taką nadświetlną prędkość . Przekraczam linię mety – wydaje mi się, że jestem ostatnim bieganinem (jednak nie) ale jestem tak szczęśliwy jak dzik przy paśniku pełnym żołędzi.

Gwiazdorzy dużego ekranu

Po nas startuje druga grupa Bridgestonowa ….. Wokół same umęczone twarze z błyskiem szczęścia w oczach – medal, piątka z Jóźwikową, paparazii – zrobiliśmy to – pobiegliśmy na Śląskim!

Finalnie Tomi wskoczył w nadprzestrzeń z czasem 2:34:02 i 8 miejscem – ja oczom nie wierzę, że ustrzeliłem 2:45:43 i ląduję na 14 miejscu na 27 osób. Kariera sprinterska przed nami 😉


Mega ekipa, mega przeżycie, mega dzień !!!

Już po wszystkim – można wracać do stada – ale nagle rozpętuje się deszczowy armageddon – przechodzi oberwanie chmury – aby skrócić drogę i nie zmoknąć dostajemy opaski wstępu do strefy VIP-owskiej. No a tam luksusy, kryształy i czerwone dywany. Konsumujemy, nawadniamy się i myślimy o naszych zmokniętych ziomkach z trybun … ale jakoś nam się nie spieszy 😉 Tutaj po raz kolejny udaje się spotkać z Asią Jóźwik i zamienić kilka zdań – mówię jak bieganie zmieniło moje życie o 180 stopni – naprawdę trzeba Podążać za Marzeniami !!!!


VIPY to pożyją …

Podsumowując – to co się stało 8 czerwca tegoż roku zapamiętamy do końca życia – małe nierealna drobinka marzenia nagle się urzeczywistniła – naprawdę warto mieć marzenia ale nie czekać aż się same spełnią – trzeba bez względu na wszystko samemu dążyć do ich realizacji. Dzięki determinacji i silnej wierze w sukces wszystko może się wydarzyć!!!


Sprinterskie dziki na ściance

Dziękujemy BRIDGESTONE za możliwość przeżycia czegoś tak kosmicznego, dzięki przesympatycznej Joasi Jóźwik za dobre słowo, dzięki Robertowi Maćkowiakowi za tak pozytywne ogarnięcie naszej gromady, dzięki ekipa biegających szczęśliwców za wspólne przeżycia, dzięki Tomi za epickie zdobywanie świata lekkoatletyki, dzięki dziki i loszki za wsparcie i doping, dzięki marzenia za spełnienia (i moja Marzenia za wyrozumiałość co do mojej biegowej zajawki) .

Marzenie spełnione …. czas na kolejne !

A już tydzień później realizowałem kolejne marzenie – 107 kilosów w górskich okolicznościach przyrody – czy się udało i co tam się działo – już niebawem 😉

Enjoy! Prezio.

Filmik od jednego z uczestników – Radka Karpińskiego – dzięki brachu!!!

no images were found

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *